Akapit 1
Akapit 2
Akapit 3
Akapit 4
Idz na koniec

źródło

Klejnoty Matki Bożej


[1] Wiosna nabrzmiała już słońcem. Majowe dni i wieczory pełne były
zapachów i niezliczonych dźwięków. Naokoło spośród traw, drzew i krzewów
dochodziły bzyczenia, ćwierkania i przekomarzania.Naprawdę przyjemnie
było wygrzewać się i spacerować podziwiając kolorowy świat.
Ale kto nie wsłuchiwał się uważnie w wiosenne odgłosy i nie obserwował
wnikliwie roślin,nie wiedział, że pomiędzy nimi toczyły się brzydkie kłótnie.
Na łące polne róże, które wyglądały delikatnie i uroczo, pokrzykiwały
skrzeczącymi głosami na inne, mniej okazałe kwiaty: - Rozsuńcie się!
Nie widzicie, że ktoś nadchodzi, żeby nas podziwiać?

    -Aha! Akurat! - piskliwie zakrzyczały niezapominajki -
    To my jesteśmy bohaterkami maja! To nami się zachwycają!

[2]Dobra, dobra. Gadajcie sobie co chcecie, a i tak najważniejsze na łące jesteśmy my
- burknęły rozmaite zioła, których kwiaty rozsiewały słodki miodowy zapach.
Po chwili do awantury przyłączyły się bujne trawy, a nawet chwasty, które ustroiły się
w strzępiaste różowe czuprynki. Tymczasem widoczna z daleka postać stanęła na łące.
Właściwie trudno powiedzieć, że stanęła. Raczej delikatnie przesunęła się nad ziemią
wypatrując czegoś pośród rozgorączkowanych roślin. Wreszcie wzrok jej padł na
drobniutkie białe kwiatki ledwo widoczne pośród przepychu innych kwiatów i ziół.
Delikatnie musnęła je dłonią i zagarnąwszy w błękitną chustę, odpłynęła w stronę
błyszczącego w oddali lustra wody. Był to rozległy zielonooki staw, na którym
kołysały się przepyszne kaczeńce i lilie wodne. To one tu wszystkimi rządziły.
Inne rośliny posłusznie wypełniały ich polecenia, bo były po prostu mniej okazałe
i dlatego bardzo nieśmiałe. Zamiast więc stawać w zawody z tymi, którymi zachwycali
się artyści i zakochane pary, wolały sobie po cichutku rosnąć. Tak jak te maciupeńkie
roślinki kołyszące się tuż przy brzegu. Wyciągały spomiędzy rzęsy wodnej niepozorne
łebki, żeby pochwycić życiodajny promień słońca. Tylko ono było dla nich ważne.
- Jest piękne i dobre - zwykły mawiać - żyjemy tylko dzięki niemu.
- Jeżeli nie będę miał dobrego drzewa, to nie naprawię warsztatu. A jak nie
naprawię warsztatu, to nie skończę dywanu. Jak go nie skończę, to nie
będę mógł go sprzedać i moja rodzina będzie cierpieć głód. Lepiej ty
przenieś się na inne drzewo, a ja zrąbię bukszpan.
- Nie, nie ruszaj go! Tak mi tu dobrze. Wiatr znad oceanu wieje prosto w
tę stronę, tak że nawet w najskwarniejsze dnie czuję miły chłodek. Poproś
mnie lepiej, o co tylko chcesz, a ja spełnię zaraz twoją prośbę.
Sagaradatta pomyślał chwilę i zgodził się. Ale powiedział, że zanim o coś
poprosi, chce najpierw naradzić się z żoną.

[3]- Macie słuszność. Dlatego umieszczę was bliżej niego - postać, która uważnie
przysłuchiwała się wszystkiemu, co działo się na świecie, przeniosła malutkie
wodne roślinki w zagłębienie swojej błękitnej chusty. Następnie rozejrzała się po
okolicy i ruszyła w stronę domku z czerwonym dachem. Przystanęła za świeżo
pomalowanym płotem i omiotła wzrokiem przydomowy ogródek. A tam akurat
odbywała się rewia mody. Na klombach przechadzały się bratki prezentując swoje
niezwykłe stroje. Żadne kwiaty nie mogły pochwalić się tak wieloma odcieniami,
kolorami i gatunkami wytwornych materii. Nie miały ani tylu aksamitnych
fioletowych i bordowych kubraczków ze złotymi guziczkami, ani liliowobłękitnych
zwiewnych sukien, ani białych sportowych wdzianek z granatowymi wypustkami.
Na pobliskich rabatkach stokrotki z szafirkami demonstrowały plażowe sukienki,
a narcyzy i żonkile wykwintne garnitury. W zacienionej części ogródka, tam gdzie
zwykle utrzymywała się wilgoć, trwała natomiast parada najmodniejszych zapachów.
Rozsiewały tu swoje słodkie aromaty bzy, konwalie i groszek pachnący. Trudno było
się zdecydować, czy bardziej podziwiać ogrodowe piękności, czy ulec unoszącej się
wokół woni naturalnych perfum. Delikatna postać, która obserwowała ogród nie miała
jednak żadnych wątpliwości. Pochyliła się i odgarnęła rosnące pod płotem zielsko.
Jej jasnym oczom ukazała się kępka pomarańczowych kwiatuszków wtulonych pomiędzy
seledynowe listki. Pachniały miodem i wyglądały jak kawałki bursztynu.
Wy też - powiedziała śpiewnym głosem postać i ukryła je w fałdach swojej chusty.

[4]Nazajutrz mieszkańcy wioski podążali do kapliczki z figurą Maryi stojącej na wzgórzu.
Kobiety i dziewczynki niosły naręcza najpiękniejszych kwiatów i ziół, z których zamierzały
upleść wieniec dla Matki Bożej. Mężczyźni i chłopcy szli nieco z tyłu prowadząc księdza,
który miał poświęcić tę nowo wybudowaną kapliczkę. Kiedy pochód zatrzymał się przed
bielonymi kolumienkami, wszystkich opanowało zdumienie. Od figury bił bowiem niezwykły blcisk.
Dopiero po chwili ludzie dostrzegli jego źróófto. Oto na głowie Najświętszej Maryi Panny lśniła
cudowna korona wysadzana perłami, szmaragdami i bursztynami. Skąd mógł wziąć się tak drogocenny
klejnot na lej skroniach? - Ależ to nie korona, to wieniec upleciony z białych kwiatków łąkowych i
żółtych ogrodowych - zakrzyknęła mała dziewczynka klaszcząc w ręce. - A tam pomiędzy nimi są
seledynowe kuleczki, rosnące na brzegu naszego stawu -śmiało się radośnie dziecko.
Rzeczywiście, dopiero teraz dorośli popatrzyli na Maryję oczami dziewczynki. I przekonali się, że Matka
Boża najbardziej kocha to, co niewidoczne dla ich oczu. - Tak to prawda, w Jej koronie prawdziwymi
klejnotami są pokora, skromność i posłuszeństwo -powiedział ksiądz rozpoczynając nabożeństwo.
Przeczytaj jeszcze raz